Moja droga do racjonalnego odżywiania się była bardzo kręta, a zaczęła się już w dzieciństwie.
Byłam otyłym dzieckiem i co rusz mierzyłam się z przykrymi, a często wręcz chamskimi komentarzami na temat tego jak wyglądam. Zamiast cieszyć się dzieciństwem, zabawą z rówieśnikami i pięknym otoczeniem, w którym dorastałam, wpadłam w najczarniejszy okres mojego życia.
Popadłam w zaburzenia odżywiania. Jako 13 – letnie dziecko.
Moi rówieśnicy czytali lektury i uczyli się geometrii, a ja znałam już pojęcie węglowodanów i wiedziałam niemal wszystko o niełączeniu grup produktów. Głodówki też nie były mi obce. I nie, nie robiłam tego z dziecięcej ciekawości.
Dorastałam w domu pełnym kompleksów. Kompleksów związanych z ciałem, które wywoływały ogromny brak pewności siebie. Psychika dziecka nie mogła nie ulec takiemu systemowi wartości i przyjęła go jako własny.
Przepracowanie tego zajęło mi wiele lat. Było coraz lepiej. Samoocena skoczyła. Wyprowadziłam się z małej miejscowości, zamieszkałam w Warszawie i zaczęłam studia. Moje życie całkowicie się zmieniło, czerpałam z niego coraz więcej radości i wydawało mi się, że wszystko jest w porządku.
Jednak zaburzenia wróciły i to w swojej najbardziej podstępnej formie.
Te pewna siebie, uśmiechnięta Kasia była rolą, którą odgrywałam przed światem. W środku była zakompleksiona dziewczyna dążąca do niemożliwego. Pożądałam zgrabnej figury tak bardzo, że stało się to moją obsesją, a moją karą za nieidealny wygląd były czarne, workowate ubrania. Mówiłam sobie ‘’to jeszcze nie czas, na pokazywanie ciała. Nie, dopóki nie będzie idealne’’.
W pewnym momencie okazało się, że ograniczanie kalorii to dla mnie za mało. Musiałam dodać ‘trochę ruchu’. To też nie było proste (chociaż wtedy byłam już bardzo szczupła), ale przemogłam się i poszłam na siłownię. Już po jednym treningu poczułam się wspaniale. To był ten moment, w którym pomyślałam ‘’teraz będzie cudownie, schudnę i wszystkie problemy znikną’’.
Tak, właśnie tak myślałam. Samo schudnięcie miało spowodować, że życie będzie piękniejsze. Przecież skoro instagramerki są takie fit, wysportowane i takie szczęśliwe to i ja na pewno też będę, prawda?
Pomyliłam się okrutnie.
I dostrzegłam to dopiero po 3 latach. Trzech długich latach katowania się na siłowni do granic możliwości i dążenia do perfekcji. Dzień bez siłowni lub treningu pole dance, na który zapisałam się w międzyczasie, oznaczał jeszcze bardziej restrykcyjną dietę.
Chciałam być idealna.
Dostrzegłam to wtedy, kiedy całkowicie rozwaliłam sobie układ hormonalny. Waga stanęła w miejscu, efektów nie było już widać, no może poza zarysem mięśni na brzuchu. Miałam być szczęśliwa, a nie byłam. W zamian dosięgnęło mnie zmęczenie i frustracja.
Cały ten czas przechodziłam zmianę, uczyłam się i wyciągałam wnioski. Miałam ogromne szczęście trafiając na osobę, która pomogła mi się z tym uporać. Wiem już jak podchodzić do siebie samej, jak się sobą zaopiekować oraz najważniejsze, że figura wcale nie określa tego jakim jestem człowiekiem.
A teraz ja chcę pomóc Tobie, bo wiem co przeżywasz oraz jaki masz obraz ciała i jak wpływa to na Twoją samoocenę. Wiem, jak bardzo Twoja wartość jest teraz uzależniona od tej numerku na wadze oraz jak bardzo podporządkowujesz się wszystkim dookoła, aby coś znaczyć.
A pomyśl co by było, gdyby Twoje wszystkie problemy zniknęły w jedną noc? Jak wyglądałby Twój dzień?
Zajmuję się dietetyką i psychologią – uważam, że te dwie dziedziny są idealnym połączeniem. Skupiłam się na tym, aby nauczyć Cię procesów, które pomogą Ci wygrać z restrykcjami oraz spaczonym obrazem ciała. Wyprowadzę Cię na prostą w kwestii żywienia i niedoborów związanych z licznymi nieudanymi dietami.
Chociaż zawsze w środku siebie wiedziałam, że to będzie coś, co wyklarowało się w mojej głowie w ostatnich miesiącach. Kiełkowało, a ja to pielęgnowałam i dopracowywałam.
Jak widzisz musiałam przejść wiele procesów i etapów zmiany, które doprowadziły do tego kim teraz jestem i komu chcę pomagać.